Dzień Kobiet jest dziwnym świętem. Dziwnym, bo nagle raz w roku, nawet najwięksi mizogini kupują kwiaty i czekoladki, składają życzenia, rozdają komplementy. Ci sami następnego dnia będą obrażać kobiety żądające aborcji, uprzedmiotowiać je, czy wypisywać na twitterze twierdzenia pokroju „nawet bym cię nie zgwałcił”. Dzień kobiet stał się pewnym skrzywionym odbiciem tego, co miał faktycznie reprezentować. Bo choć świadomość tego faktu jest coraz powszechniejsza, wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że święto to ma upamiętniać walkę kobiet o swoje prawa, także pracownicze, i zapoczątkowane zostało przez środowiska socjalistyczne (kto by się spodziewał, nie?).
No właśnie. Kobiety od samego początku były obecne w ruchach walczących o prawa pracownicze. Tak samo domagały się godnej płacy i bezpiecznych warunków. Tak samo nie bały się w tej walce używać wszelkich możliwych środków. Często to właśnie one odgrywały kluczową rolę w poprawnym działaniu wszelakich organizacji i powodzeniu przeprowadzanych akcji. W Polsce brały również czynny udział w walce o niepodległość. Ich imiona są jednak pomijane, jeśli w ogóle zachowały się źródła które pozwalają nam je zidentyfikować. Kim zatem były i czemu ich wkład był tak istotny?
Kiedy ktoś mówi „Okrzeja” nasza pierwsza myśl to zwykle „Stefan Okrzeja”. Jest on jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci w historii Polskiej Partii Socjalistycznej. Nawet na grobie matki Stefana wspomniane są jego zasługi. W tym samym miejscu pochowana została jednak również jego siostra; Kazimiera. Brak o niej wielkich historii, mimo że ona również brała udział w walce o niepodległość. Rodzeństwo było obecne podczas wydarzeń na placu Grzybowskim w listopadzie 1904 roku. Rola Kazimiery często pomijana jest przy wspominaniu tego wydarzenia. A to właśnie ona przygotowała i przemyciła na miejsce czerwony sztandar obecny na demonstracji. Przytoczymy tu słowa Anki Leśniak, autorki wystawy „patRIOTki”; „Kiedy zaś demonstracja została rozpędzona (…), ponownie to w jej ręce oddano najbardziej obciążający dowód, mogący ściągnąć na nią ciężkie więzienie lub śmierć. Kobieta ukryła go pod ubraniem i oddaliła się z miejsca zdarzenia. Jej odwagi nikt nie docenił.” Jak się okazuje, za obecność sztandaru na jednym z najbardziej rozpoznawalnych wydarzeń w historii PPS-u dziękować należy właśnie kobiecie. Może więc pora i jej oddać należyte miejsce w pamięci historycznej?
Obfite kobiece suknie początków XX wieku pozwalały jednak ukryć nie tylko sztandary. To właśnie głównie kobiety zajmowały się w tamtym czasie przemytem wszelkiego rodzaju broni i nielegalnej prasy. Ich rola byłą tak naprawdę kluczowa w tej kwestii. Ze wspomnień Józefa Nowickiego można dowiedzieć się, że: „W październiku 1901 wielką sensacją na komorze był przyjazd mojej żony (…). Przybyła nam trzecia siła przemytnicza i to nie byle jaka. Gdy ja z Piotrowiczem braliśmy na siebie po 10 kilogramów, żona ładowała na siebie 20 kilogramów. Kobietom łatwiej jest przenosić, ponieważ używały one specjalnych spódnic złożonych z całego szeregu kieszeni.”. Nie trzeba się domyślać, jak niebezpieczne było to zajęcie. Poza samym ryzykiem odkrycia przewożonych rzeczy, zagrożeniem były one same, będące w końcu materiałami wybuchowymi, bądź chemicznymi, wydzielającymi opary i zagrażającymi zdrowiu osoby je przewożącej. Mimo to, kobiet zajmujących się tą pracą były setki. Jedną z była choćby Domicela Rota, która została odkryta; „mając w mufce oraz kieszeniach pod płaszczem 5 bomb, 7 kapsli, rtęć piorunującą oraz sznur lontowy”.
Ktoś przemycaną broń wybuchową musiał jednak produkować. I ta rola również często przypadała kobietom. Jedną z takich kobiet byłą Aleksandra Zagórska, która pod pozorem fikcyjnego małżeństwa produkowała w tajnym laboratorium materiały wybuchowe. Tu ponownie, poza ryzykiem wykrycia całego przedsięwzięcia pojawiały się dość oczywiste przy tego rodzaju zajęciu zagrożenia zdrowotne. W swoich wspomnieniach Zagórska opowiadała; „Celem zabezpieczenia się od trujących wyziewów wkładaliśmy na czas pracy specjalne maski, w których wyglądaliśmy tajemniczo i niesamowicie, tym bardziej, że praca odbywała się często w nocy, kłęby dymu i duszących gazów uzupełniały obraz. Skutkiem nieostrożnego zdjęcia maski podczas ważenia dwudziestu porcji piorunianu rtęci, uległam w tym czasie dość silnemu zatruciu, co jednak młody organizm prędko zwalczył.”. Warto wspomnieć jednak, że Zagórska nie uczestniczyła jedynie w produkcji materiałów. Brała ona bowiem udział między innymi w jednym z częstych w tamtym okresie napadów na pociąg, przeprowadzonym w miejscowości Łapy.
Przytoczone tu kobiety to oczywiście nie jedyne, które wykazywały się odwagą i poświęceniem. Nazwiska można by było wymieniać jeszcze długo, a gdy i one by się skończyły nadal pozostaje wielka grupa kobiet których imiona nie zachowały się w żadnych źródłach. Mimo, że nie dowiemy się pewnie nigdy jak miały na imię setki bohaterek socjalizmu, warto mieć świadomość, że były i odegrały wielką rolę w naszej historii. A te, których imiona znamy warto przywoływać i wyciągać do świadomości publicznej, przypominając jak wiele były gotowe zrobić dla sprawy.
Z okazji Dnia Kobiet, całe Biuro Prasowe OM PPS chciałoby życzyć wszystkim kobietom odwagi i wytrwałości przedwojennych działaczek, o których dzisiaj wspomnieliśmy. One również walczyły o kraj, w którym miałyby pełnie praw, czy to w kwestii gospodarczej, czy decydowania o własnym ciele. Karty historii powoli przewracają się do przodu, ale gdzieś na ich w końcu czeka nas prawdziwa równość. Zwyciężymy!
Matylda Szpila
OM PPS "Czerwona Mlodzież"
Przytoczone cytaty pochodzą z wystawy „patRIOTki” Anki Leśniak oraz książki „Polscy terroryści. Ludzie, którzy wywalczyli niepodległość” autorstwa Wojciecha Lady.